Ostatnie komentarze

1 stycznia – najkrótszy dzień w roku, bo poranek zaczyna koło południa. No chyba że spędziliśmy Sylwestra dbając o wątrobę i głowę i po wypiciu noworocznego toastu udaliśmy się na zasłużony wypoczynek. Dla większości z nas jest to jednak dzień leniwy, zaspany i skłaniający raczej do drzemki lub książki i kocyka niż to jakiejś aktywności.

 

Gorzej, jeśli już od 7:30 rano, biegają w piżamach dwie młode wyspane ale głodne istoty. Trzeba wstać, obudzić się wiadrem kawy i zmontować przyzwoite śniadanie. Potem włączamy dzieciom bajkę i udajemy, że nas nie ma, zapadając w letarg. Niestety zwykle ilość niewykorzystanej energii w ciele młodego człowieka jest odwrotnie proporcjonalna do zasobów tolerancji dla „zmęczonych" rodziców. Coś więc zrobić trzeba.

 

Moje dzieci maksimum wytrzymałości w stanie spoczynku osiągnęły po obiedzie. Ponieważ łyżwy i basen, ze względów oczywistych, nie wchodziły w grę, postanowiliśmy pójść na spacer. To znaczy ja postanowiłam, ponieważ głowa rodziny stanowczo odmówiła wyjścia domu.

 

Przypomniało mi się, że od jesieni w parku w Wilanowie można obejrzeć Królewski Ogród Światła. Wybraliśmy się więc na mroźny wieczorny spacer do Wilanowa.

 

Było pięknie. Tysiące kolorowych lampek tworzą tajemniczy ogród, w którym można się poczuć jak Alicja w Krainie Czarów. Już na dziedzińcu można zrobić sobie zdjęcie w królewskiej złotej karocy i spróbować usłyszeć krople światła spadające z ogromnej świetlnej fontanny.

więcej»

Choć mieszkam w Warszawie od urodzenia Praga była dla mnie jedynie miejscem pracy. Zwiedzać i spacerować raczej tu nie przyjeżdżałam. Ostatnio, przypadkiem okazało się, że to duży błąd. Parę dni temu wolne półtorej godziny spędziłam spacerując po niezwykłych uliczkach Szmulowizny. Dzielnica owiana złą „praską" sławą okazała się skarbcem. Znalazłam w nim historię odległą i trochę bliższą, zabytki i nowoczesne elementy architektury.

 

Nazwa Szmulowizna pochodzi od imienia właściciela tych gruntów Szmula (Samuela) Jakubowicza Sonnenberga, zwanego Zbytkowerem żydowskiego kupca, bankiera, protegowanego króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. Ten najbogatszy żyd warszawski zrobił znaczny majątek na dostawach dla wojska rosyjskiego. Początkowo folwark Zbytkowera nosił nazwę Bojnówek, z czasem wraz z okolicznymi terenami (wsią i karczmą) przyjął nazwę Szmulowizna od imienia właściciela. Z biegiem lat obszar Szmulowizny rozwijał się, powstawały obiekty przemysłowe a wraz z nimi kamienice mieszkalne. Sporą ich część zajmowały rodziny żydowskie.

 

Po wojnie mieszkania opuszczone przez ludność żydowską zajęła uboga ludność z warszawskich przedmieść – a sama Praga, a zwłaszcza Szmulki mimo rozwoju przemysłu i komunikacji, zyskały złą sławę. Teraz domy pozbawione przez lata właściwej opieki powoli odzyskują swój wygląd, powstają tu też nowe osiedla mieszkaniowe. To tu znaleźć możemy najdłuższy budynek w Warszawie. Liczący 508 metrów długości blok mieszkalny znajduje się przy ulicy Kijowskiej.

 

W latach 1907-1923 według projektu Łukasza Wolskiego przy wsparciu rodziny Radziwiłłów został wybudowany kościół, który otrzymał zaszczytny tytuł bazyliki mniejszej. Od 1931 roku, zgodnie z wolą fundatorów, opiekę nad nim pełnią i pracę duszpasterską prowadzą salezjanie. Bazylika była największym kościołem przedwojennej Warszawy. Świątynia liczy 65 metrów długości przy szerokości 30 i wysokości 22 metrów. Jej wielkość naprawdę robi ogromne wrażenie. Papież Pius XI powiedział podobno kiedyś, że świątynia, jest najpiękniejszym kościołem w Polsce. Obecnie odnowione wnętrze bazyliki jest wykorzystywane jako sala koncertowa.

więcej»

Lato to stan umysłu a nie pora roku. Takim hasłem powitała nas niezwykle otwarta i sympatyczna barmanka w barze na Kruczej16/22. Choć to typowe miejsce na popołudniowo wieczornego alkoholowego drinka to obecność dzieci w tym miejscu nikogo nie dziwi. Coktail Bar Max obiecuje owocowy zawrót głowy. Zamknij oczy, wyobraź sobie egotyczny owoc, jak wygląda, jak smakuje a teraz ... spróbuj!

 

Nasze zamówienie było krótkie: bezalkoholowe, kolorowe i mocno, mocno owocowe. Po chwili mistrzyni owoców postawiła przed nami cztery ogromne szklanki. Na brzegach naczyń pojawiły się duże kawałki arbuza a to był dopiero początek. Owoc po owocu powstawały bajeczne w pełni jadalne dekoracje. Kiedy wydawało się, że więcej się już nie mieści barmanka nakładał kolejne. Nazw większej części z nich nie znałam, jadłam może ze trzy gatunki. Jedne były słodkie, inne tak kwaśne, że nie mogłam ich przełknąć, jedne były mnie dekoracyjne, drugie wyglądały jak egotyczne rajskie ptaki: karambola, winogrona, rambutan, arbuz, pitaja zwana smoczym owocem lub truskawkową gruszką, kumkwat, czerymoja czyli jabłko budyniowe to tylko kilka z nich.

 

Potem każde z nas dostało inny koktajl. W zależności od tego czy woleliśmy bardziej czy mniej słodki, żółty, pomarańczowy czy czerwony barmanka komponowała zestaw w mikserze w wprawą wybierając z niezliczonych chłodni i lodówek: mango, ananasy, persymony, papaje, marakuje, granaty, arbuzy ale również nasze krajowe truskawki, borówki czy maliny.

więcej»

Odkąd pamiętam każde dziecko w wieku szkolnym z Warszawy i okolic musiało odbyć wycieczkę do Żelazowej Woli. Podobnym zresztą obowiązkiem były wycieczki do Zamku Królewskiego, czy Muzeum Narodowego. Z wycieczek wczesnoszkolnych po salach muzealnych zapamiętałam głównie wyścigi w sławnych filcowych kapciach oraz ponure miny pań chroniących eksponaty przed chordą rozwydrzonej dzieciarni. Generalnie pochwalam ideę pokazania młodzieży naszego kulturalnego i historycznego dziedzictwa, jednak sposób przekazania wiedzy parę lat temu zupełnie nie przystawał do zainteresowań młodych zwiedzających. Na szczęście świat się zmienia a wraz z nim zwiedzanie nudnych muzeów też. Nawet zeszłoroczna wycieczka do pałacu w Łazienkach, za sprawą animatora zajmującego się klasą mojej córki, była ekscytującym wydarzeniem. Z wyprawy do Żelazowej Woli prawie 30 lat temu zapamiętałam smutny domek szumnie nazwany dworkiem, zupełnie pusty w środku, niezbyt zadbany park wokół niego. Jedyną niewątpliwą zaletą wycieczki było opuszczenie murów szkoły. Było nudno i dodatkowo trzeba było napisać sprawozdanie z wycieczki.

 

Rok 2010 będący rok jubileuszu 200-lecia urodzin Fryderyka Chopina przyniósł koncerty, festiwale i wydarzenia artystyczne upowszechniające twórczość kompozytora. Zyskały na nim również miejsca w stolicy i okolicach związane z życiem muzyka. Po modernizacji otwarte zostało multimedialne Muzeum Fryderyka Chopina w Zamku Ostrogskich. W stylowych wnętrzach zgromadzono eksponaty dokumentujące życie i twórczość kompozytora: listy, pamiątki osobiste, fotografie, obrazy, biżuterię, rysunki i grafiki. Choć w muzeum jest sala przeznaczona dla dzieci to jednak zwiedzanie tego miejsca polecam raczej dzieciom ze starszych klas szkolnych i młodzieży.

 

Rok 2010 przyniósł również specjalne oznakowanie Lotniska Chopina jako lotniska w mieście kompozytora. Pojawiło się 15 multimedialnych ławeczek na Trakcie Królewskim, odgrywających fragmenty kompozycji Fryderyka Chopina a także przejście przez jezdnię z motywem klawiatury na ul. Emilii Plater w sąsiedztwie Pałacu Kultury i Nauki i Złotych Tarasów.

 

Do Żelazowej Woli pojechaliśmy na rodzinną wycieczkę trzy lata temu.

więcej»

Kiedy zapytamy współczesne dzieci skąd są jajka lub mięso odpowiedzą, że ze sklepu. Dobrze jeśli nie pomyślą że mleko pochodzi od fioletowej krowy. Szczęśliwi są Ci, którzy maja rodziny na prawdziwej wsi i mogą swoim dzieciom pokazać krowę na pastwisku, świnkę w chlewiku i grzebiące kury. Niestety takie wsie należą już do rzadkości.

 

Dlatego trzeba doceniać miejsca w których zatrzymał się czas , w których zobaczyć można przeszłość w otoczeniu jak najbardziej realnym. Jednym z takich miejsc jest Wielkopolski Park Etnograficzny (zwany potocznie skansenem) w Dziekanowicach. Budynki tu ustawione w większości są oryginalne i zostały pozyskane w wielu wsiach wielkopolski, rozebrane, zabezpieczone i ponownie złożone na nowym miejscu. Dzięki temu powstała wieś, w której jest wszystko, czego do szczęścia potrzebuje mieszkaniec. Są tam domy w różnych konstrukcjach architektonicznych wraz z budynkami gospodarczymi, kościół, plebania, kuźnia a nawet gospoda.

 

Zaskakuje dbałość o szczegóły i zachowanie charakteru miejsca. Wnętrza ozdobione są ludowymi malowidłami, meble skrzypią ze starości, wyposażenie kuchenne sprawia wrażenie, że ktoś dopiero skończył coś gotować. Żeby wieś wydawała się jeszcze bardziej rzeczywista za domami znajdują się pasieka, pola, zagony kapusty, sad. Spacerując po parku miałam chwilami wrażenie, że zaraz z którejś z chałup wyjdą Kargul z Pawlakiem i zaczną rozbijać garnki z płotu i obcinać rękawy koszul suszących się opodal.

więcej»
© DomowyPatchwork - All Rights Reserved.

mapa strony