Ostatnie komentarze

Do Radziejowic trafiłam z moim mężem, który w czerwcu brał udział w Biegu Chełmońskiego. Ponieważ bieg na dystansie 10 kilometrów miał chwilę trwać a ja byłam z dziećmi musieliśmy czas oczekiwania na tatę jakoś wykorzystać. Okazało się, że malownicze okolice zespołu pałacowo-parkowego w Radziejowicach świetnie się do tego nadają. Odnaleźliśmy tam klasycystyczny pałac, neogotycki Zameczek, Dwór Modrzewiowy, Domek Szwajcarski, dawną kuźnię dworską oraz kilkudziesięciohektarowy park ze stawami.


Radziejowice wzięły swoją nazwę od nazwiska pierwszych właścicieli rodziny Radziejowskich, którzy osiedlili się tu w XV wieku budując najstarszą siedzibę rodową. Ziemie wraz zabudowaniami z biegiem czasu przechodziły z rąk do rąk. Mieszkali tu Prażmowscy, Ossolińscy, Krasińscy. W XVII wieku w pałacu gościli m.in. przedstawiciele magnaterii i duchowieństwa oraz królowie: Zygmunt III Waza, Władysław IV i Jan III Sobieski. Ambicją Krasińskich, a szczególnie ostatniego z rodu Michała – prymasa było stworzenie w Radziejowicach intelektualnego i kulturalnego salonu Warszawy. Stałymi bywalcami byli m.in.: Narcyza Żmichowska, Wojciech i Juliusz Kossakowie, Jarosław Iwaszkiewicz, Henryk Sienkiewicz, Józef Chełmoński. W 1928 roku w radziejowickim majątku kręcono pierwszą filmową adaptację „Pana Tadeusza".


Atrakcją muzealną pałacu jest największa w Polsce wystawa dzieł Józefa Chełmońskiego oraz zbiór pamiątek po wielkim malarzu. Choć malarz nie mieszkał w Radziejowicach a w pobliskiej Kulkówce, bywał tu częstym gościem.


Obecny wygląd pałacu nie przypomina dawnej barokowej rezydencji rodziny Radziejowskich. Przebudowany na przełomie XVIII i XIX wieku zyskał klasycystyczny charakter. Znajdują się tutaj sale muzealne, galeria i apartamenty gościnne. Najstarszą część kompleksu stanowi zameczek podniesiony z ruiny w XIX wieku mieszczący kuchnię i dwa apartamenty historyczne.

więcej»

Choć mieszkam w Warszawie od urodzenia Praga była dla mnie jedynie miejscem pracy. Zwiedzać i spacerować raczej tu nie przyjeżdżałam. Ostatnio, przypadkiem okazało się, że to duży błąd. Parę dni temu wolne półtorej godziny spędziłam spacerując po niezwykłych uliczkach Szmulowizny. Dzielnica owiana złą „praską" sławą okazała się skarbcem. Znalazłam w nim historię odległą i trochę bliższą, zabytki i nowoczesne elementy architektury.

 

Nazwa Szmulowizna pochodzi od imienia właściciela tych gruntów Szmula (Samuela) Jakubowicza Sonnenberga, zwanego Zbytkowerem żydowskiego kupca, bankiera, protegowanego króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. Ten najbogatszy żyd warszawski zrobił znaczny majątek na dostawach dla wojska rosyjskiego. Początkowo folwark Zbytkowera nosił nazwę Bojnówek, z czasem wraz z okolicznymi terenami (wsią i karczmą) przyjął nazwę Szmulowizna od imienia właściciela. Z biegiem lat obszar Szmulowizny rozwijał się, powstawały obiekty przemysłowe a wraz z nimi kamienice mieszkalne. Sporą ich część zajmowały rodziny żydowskie.

 

Po wojnie mieszkania opuszczone przez ludność żydowską zajęła uboga ludność z warszawskich przedmieść – a sama Praga, a zwłaszcza Szmulki mimo rozwoju przemysłu i komunikacji, zyskały złą sławę. Teraz domy pozbawione przez lata właściwej opieki powoli odzyskują swój wygląd, powstają tu też nowe osiedla mieszkaniowe. To tu znaleźć możemy najdłuższy budynek w Warszawie. Liczący 508 metrów długości blok mieszkalny znajduje się przy ulicy Kijowskiej.

 

W latach 1907-1923 według projektu Łukasza Wolskiego przy wsparciu rodziny Radziwiłłów został wybudowany kościół, który otrzymał zaszczytny tytuł bazyliki mniejszej. Od 1931 roku, zgodnie z wolą fundatorów, opiekę nad nim pełnią i pracę duszpasterską prowadzą salezjanie. Bazylika była największym kościołem przedwojennej Warszawy. Świątynia liczy 65 metrów długości przy szerokości 30 i wysokości 22 metrów. Jej wielkość naprawdę robi ogromne wrażenie. Papież Pius XI powiedział podobno kiedyś, że świątynia, jest najpiękniejszym kościołem w Polsce. Obecnie odnowione wnętrze bazyliki jest wykorzystywane jako sala koncertowa.

więcej»

Odkąd pamiętam każde dziecko w wieku szkolnym z Warszawy i okolic musiało odbyć wycieczkę do Żelazowej Woli. Podobnym zresztą obowiązkiem były wycieczki do Zamku Królewskiego, czy Muzeum Narodowego. Z wycieczek wczesnoszkolnych po salach muzealnych zapamiętałam głównie wyścigi w sławnych filcowych kapciach oraz ponure miny pań chroniących eksponaty przed chordą rozwydrzonej dzieciarni. Generalnie pochwalam ideę pokazania młodzieży naszego kulturalnego i historycznego dziedzictwa, jednak sposób przekazania wiedzy parę lat temu zupełnie nie przystawał do zainteresowań młodych zwiedzających. Na szczęście świat się zmienia a wraz z nim zwiedzanie nudnych muzeów też. Nawet zeszłoroczna wycieczka do pałacu w Łazienkach, za sprawą animatora zajmującego się klasą mojej córki, była ekscytującym wydarzeniem. Z wyprawy do Żelazowej Woli prawie 30 lat temu zapamiętałam smutny domek szumnie nazwany dworkiem, zupełnie pusty w środku, niezbyt zadbany park wokół niego. Jedyną niewątpliwą zaletą wycieczki było opuszczenie murów szkoły. Było nudno i dodatkowo trzeba było napisać sprawozdanie z wycieczki.

 

Rok 2010 będący rok jubileuszu 200-lecia urodzin Fryderyka Chopina przyniósł koncerty, festiwale i wydarzenia artystyczne upowszechniające twórczość kompozytora. Zyskały na nim również miejsca w stolicy i okolicach związane z życiem muzyka. Po modernizacji otwarte zostało multimedialne Muzeum Fryderyka Chopina w Zamku Ostrogskich. W stylowych wnętrzach zgromadzono eksponaty dokumentujące życie i twórczość kompozytora: listy, pamiątki osobiste, fotografie, obrazy, biżuterię, rysunki i grafiki. Choć w muzeum jest sala przeznaczona dla dzieci to jednak zwiedzanie tego miejsca polecam raczej dzieciom ze starszych klas szkolnych i młodzieży.

 

Rok 2010 przyniósł również specjalne oznakowanie Lotniska Chopina jako lotniska w mieście kompozytora. Pojawiło się 15 multimedialnych ławeczek na Trakcie Królewskim, odgrywających fragmenty kompozycji Fryderyka Chopina a także przejście przez jezdnię z motywem klawiatury na ul. Emilii Plater w sąsiedztwie Pałacu Kultury i Nauki i Złotych Tarasów.

 

Do Żelazowej Woli pojechaliśmy na rodzinną wycieczkę trzy lata temu.

więcej»

Każdy kiedyś zwiedzał ruiny zamków na Szlaku Orlich Gniazd. Są świadectwami historii i upływającego czasu. Nie wszystkie jednak traktowane są tyle na ile zasługują. Jedne zabezpieczone przez ludzi z pasją inne niszczeją zamieniając się w mniej lub bardziej malownicze kupy kamieni. Inny los spotkał zamek w Bobolicach.

więcej»
© DomowyPatchwork - All Rights Reserved.

mapa strony