Ostatnie komentarze

Do Muzeum Arkadego Fiedlera w Puszczykowie trafiliśmy dzięki uprzejmości i rekomendacji pani pracującej w muzeum w kórnickim zamku.


Postać wybitnego podróżnika i pisarza zna chyba większość z nas. Książkę pod tytułem „Dywizjon 303" czytaliśmy w szkole jako lekturę, a dzięki innym polskim podróżnikom mogliśmy zetknąć się z wieloma niezwykłymi relacjami z jego ekspedycji. Nie zdawaliśmy sobie jednak sprawy z ogromu podróży i pracy literackiej Arkadego Fiedlera. Przez 90 lat życia odbył 30 wypraw i podróży. Jak dowiedzieliśmy się w muzeum do każdej przygotowywał się starannie mając do dyspozycji, nie tak jak obecnie wszechobecny i wszechwiedzący Internet, ale mapy, atlasy, książki o krajach, do których się wybierał.


W dorobku ma 32 książki wydane w 23 językach i przeszło10-milionowym nakładzie. Jego książki urzekają prostotą i jednocześnie plastycznością opisów, przybliżają czytelnikowi ludzi z różnych stron świata. Pokazują również jak wrażliwym na piękno otaczającego świata był ich autor. Tym, którzy czytali przypominać nie muszę takich pozycji jak „Kanada pachnąca żywicą" czy „Ryby śpiewają w Ukajali". Tym którzy nie czytali polecam gorąco jako okno na świat tolerancji i szacunku dla innych kultur i obyczajów.


Muzeum-pracownia literacka założone zostało w 1974 roku przez Arkadego Fiedlera oraz jego synów Marka i Arkadego Radosława w starym rodzinnym domu pod Poznaniem. Dzięki Feliksowi Skrzypczakowi dom odzyskał dawny blask a ekspozycja powstała pod okiem Zygmunta Konarskiego. Z biegiem lat w działalność muzeum włączyło się młodsze pokolenie rodziny dzięki czemu jego wartość, nie tylko ta materialna, jest coraz większa.

więcej»

1 stycznia – najkrótszy dzień w roku, bo poranek zaczyna koło południa. No chyba że spędziliśmy Sylwestra dbając o wątrobę i głowę i po wypiciu noworocznego toastu udaliśmy się na zasłużony wypoczynek. Dla większości z nas jest to jednak dzień leniwy, zaspany i skłaniający raczej do drzemki lub książki i kocyka niż to jakiejś aktywności.

 

Gorzej, jeśli już od 7:30 rano, biegają w piżamach dwie młode wyspane ale głodne istoty. Trzeba wstać, obudzić się wiadrem kawy i zmontować przyzwoite śniadanie. Potem włączamy dzieciom bajkę i udajemy, że nas nie ma, zapadając w letarg. Niestety zwykle ilość niewykorzystanej energii w ciele młodego człowieka jest odwrotnie proporcjonalna do zasobów tolerancji dla „zmęczonych" rodziców. Coś więc zrobić trzeba.

 

Moje dzieci maksimum wytrzymałości w stanie spoczynku osiągnęły po obiedzie. Ponieważ łyżwy i basen, ze względów oczywistych, nie wchodziły w grę, postanowiliśmy pójść na spacer. To znaczy ja postanowiłam, ponieważ głowa rodziny stanowczo odmówiła wyjścia domu.

 

Przypomniało mi się, że od jesieni w parku w Wilanowie można obejrzeć Królewski Ogród Światła. Wybraliśmy się więc na mroźny wieczorny spacer do Wilanowa.

 

Było pięknie. Tysiące kolorowych lampek tworzą tajemniczy ogród, w którym można się poczuć jak Alicja w Krainie Czarów. Już na dziedzińcu można zrobić sobie zdjęcie w królewskiej złotej karocy i spróbować usłyszeć krople światła spadające z ogromnej świetlnej fontanny.

więcej»

Kiedy zapytamy współczesne dzieci skąd są jajka lub mięso odpowiedzą, że ze sklepu. Dobrze jeśli nie pomyślą że mleko pochodzi od fioletowej krowy. Szczęśliwi są Ci, którzy maja rodziny na prawdziwej wsi i mogą swoim dzieciom pokazać krowę na pastwisku, świnkę w chlewiku i grzebiące kury. Niestety takie wsie należą już do rzadkości.

 

Dlatego trzeba doceniać miejsca w których zatrzymał się czas , w których zobaczyć można przeszłość w otoczeniu jak najbardziej realnym. Jednym z takich miejsc jest Wielkopolski Park Etnograficzny (zwany potocznie skansenem) w Dziekanowicach. Budynki tu ustawione w większości są oryginalne i zostały pozyskane w wielu wsiach wielkopolski, rozebrane, zabezpieczone i ponownie złożone na nowym miejscu. Dzięki temu powstała wieś, w której jest wszystko, czego do szczęścia potrzebuje mieszkaniec. Są tam domy w różnych konstrukcjach architektonicznych wraz z budynkami gospodarczymi, kościół, plebania, kuźnia a nawet gospoda.

 

Zaskakuje dbałość o szczegóły i zachowanie charakteru miejsca. Wnętrza ozdobione są ludowymi malowidłami, meble skrzypią ze starości, wyposażenie kuchenne sprawia wrażenie, że ktoś dopiero skończył coś gotować. Żeby wieś wydawała się jeszcze bardziej rzeczywista za domami znajdują się pasieka, pola, zagony kapusty, sad. Spacerując po parku miałam chwilami wrażenie, że zaraz z którejś z chałup wyjdą Kargul z Pawlakiem i zaczną rozbijać garnki z płotu i obcinać rękawy koszul suszących się opodal.

więcej»

Są takie miejsca, które same opowiadają historię. Należą do nich ruiny zamków, pałaców, fortyfikacje wojskowe, skanseny. Jeśli dodatkowo opiekują się nimi ludzie zaangażowani, pełni pasji stają się one dodatkowo przyjazne turystom.

 

Kiedy weszliśmy przez ceglaną bramę do Twierdzy Boyen powitała nas marsowa mina strażnika i niewielki oddział pruskich żołnierzy. Te drobne elementy sprawiły, że twierdza wydawała się bardziej rzeczywista i atrakcyjna dla dzieci.

 

Twierdza Boyen w Giżycku powstała w latach 1843 – 1855 jako obiekt blokujący strategiczny przesmyk pomiędzy jeziorami Niegocin i Kisajno. Obiekt stanowi cenny przykład pruskiej szkoły fortyfikacyjnej z połowy XIX w. i jest jednym z najlepiej zachowanych zabytków architektury obronnej XIX wieku w Polsce. Aż trudno uwierzyć, że tak ogromna fortyfikacja zajmująca około 10 hektarów powstała w tak krótkim czasie. Zaskakuje również dbałość o szczegóły i estetyka niektórych elementów, mimo, że jest to przecież zespół budynków wojskowych. Dla mnie zaskoczeniem był jeden z najlepiej zachowanych, ażurowy budynek będący w czasach swojej świetności stacją na około 700 gołębi pocztowych.

więcej»
© DomowyPatchwork - All Rights Reserved.

mapa strony