Między moim rodzeństwem a mną jest dość spora różnica wieku. W czasie, kiedy ja biegałam z koleżankami, moja siostra gryzła gumową kaczuszkę w wózku. Pamiętam lato, kiedy mama przygotowywała dla niej domowy kisiel z sezonowymi owocami. Mimo, że wydawało mi się, że jestem już bardzo dorosła prosiłam o przygotowanie porcji także dla mnie.


Ostatnio mój syn przypomniał mi ten prosty i bardzo pyszny deser. Korzystając z rozpoczynającego się sezonu na porzeczki postanowiłam je wykorzystać i smakiem wrócić do dzieciństwa. Kisiel można jeść zarówno na ciepło jak i na zimno. Ja najbardziej lubię położyć na wierzch łyżkę kremowego waniliowego serka, ale smakuje również wspaniale bez żadnych dodatków.


Składniki (4 porcje):
0,5kg mieszanki czerwonej i czarnej porzeczki
6-7 łyżek brązowego cukru
350ml wody
3 łyżki mąki ziemniaczanej
4 łyżki waniliowego kremowego serka

więcej»

Kto z nas nie chciałby być szczęśliwy? Gdyby zapytać 10 ludzi, co oznacza dla nich szczęście, to po za oczywistymi zdaniami typu: zdrowa rodzina, pokój na świecie każdy powiedziałby coś innego. Dla jednego szczęściem jest wspólny posiłek w domku na wsi, dla innego wyprawa na ryby, jeszcze inny poleżałby na bielutkiej plaży pod palmą koniecznie z drinkiem z palemką w dłoni a jeszcze ktoś chciałby szusować na nartach na lodowcu. Tylu ilu ludzi tyle pomysłów na to, co zrobić, żeby poczuć się szczęśliwym. No właśnie poczuć... Bo czy szczęście może być stanem permanentnym? Czy wtedy docenialibyśmy te małe chwile, które sprawiają, że mamy ochotę krzyczeć a czasem wzruszają i nie bardzo wiadomo, czy bliżej do śmiechu czy do łez?


Dlatego też myślę, że nie ma jednej recepty na szczęście. Sięgając po książkę „Hygge duńska sztuka szczęścia" Marie Tourell Soderberg nie łudziłam się nawet, że znajdę tam gotowy przepis, jak w książce kucharskiej, co zrobić, żeby być szczęśliwym. Sięgnęłam po nią z ciekawości i z przyjemnością ją przejrzałam. No właśnie przejrzałam, bo właściwie tekstu w niej niewiele, więc tę niewielką książeczkę z pięknymi ilustracjami po prostu przyjemnie się ogląda.


Hygge nie ma jednej definicji, ale w zasadzie chodzi o takie chwile, które nastrajają nas pozytywnie, przepełniają spokojem, zadowoleniem, może radością, kiedy jesteśmy w zgodzie ze sobą i otaczającym światem. Czasem wiemy, że hygge dla nas będzie oznaczało spotkanie z przyjaciółmi w domu, gdzie każdy czuje się doskonale, gdzie każdy gość ma swoje ulubione miejsce na kanapie i zawsze czeka na nas kubek herbaty. Może hygge oznaczać dobrą książkę, ciepły koc i kieliszek wina po długim ciężkim dniu pracy. Staramy się więc tworzyć małe rytuały, żeby poczuć się po prostu dobrze. Ale hygge może zdarzyć się przypadkowo, tak tu i teraz, kiedy poczujemy, że ta chwila mogłaby trwać i trwać... Może w ciepłe letnie popołudnie nad filiżanką pysznej kawy w dobrym bliskim towarzystwie, może w wakacyjny spokojny wieczór, podczas czytania dziecku książki, może na pustej plaży podczas zachodu słońca za rękę z ukochaną osobą a może samotnie w ogrodzie na hamaku ze szklanką rabarbarowego kompotu?

więcej»

Nad polskim morzem zjeść można wszystko na co tylko macie ochotę: od ryb i owoców morza, przez pizzę, hamburgery, naleśniki, pierogi, sushi po pyszne domowe obiady. Kiedy odwiedzamy jakieś miasteczko po raz pierwszy i nie mamy swoich ulubionych obiadowych miejsc staramy się odszukać takie, które ktoś już sprawdził, ocenił i polecił. Oczywiście możemy mieć różny gust, różne oczekiwania i smaki i ten sposób wyboru może okazać się chybiony. Parę razy i my nie do końca byliśmy zadowoleni z wakacyjnego posiłku, ale w Jastrzębiej Górze opinia internautów nas nie zawiodła.


Trafiliśmy do tawerny U Rybaka. Już po pierwszym obiedzie stwierdziliśmy, że to był strzał w dziesiątkę i pozostaliśmy wierni Rybakowi do końca naszego pobytu w Jastrzębiej. Nie chodziliśmy tam rzecz jasna codziennie ale przez kilka dni przetestowaliśmy część smakowitych propozycji.


W porze obiadowej może lekko przerazić kolejka głodnych oczekujących na stolik wczasowiczów. Dla mnie świadczyć to mogło wyłącznie o jakości serwowanego jedzenia, bo tawerna dysponuje całkiem sporą ilością stolików, a miła obsługa sprawnie kieruje do zwalniających się stolików. Jeśli jednak wytrzymacie parę minut oczekiwania z pewnością się nie zawiedziecie.


W karcie każdy znajdzie coś dla siebie: My w zasadzie skupiliśmy się na rybach, ale ci którzy za nimi nie przepadają też mogą zjeść smaczny obiad: są dania mięsne, tradycyjne zupy, pierogi, makrony i sałatki. Na pierwszy ogień zamówiliśmy przystawki śledzia w trzech różnych wersjach i tatara z łososia. Obie pyszne. Śledziowa przystawka wjechała w takiej ilości, ze spokojnie każde z nas mogło spróbować po kawałku.

więcej»
© DomowyPatchwork - All Rights Reserved.

mapa strony