Ostatnie komentarze
09Gru2015
godz. - 11:08

Po prostu dobry człowiek

Share

 

O takim dobrym człowieku chciałam dzisiaj napisać. Parę lat temu w 2012 roku skwer między dwiema częściami ulicy Opaczewskiej w Warszawie zyskał patrona. Jest nim maharadża Jam Saheb Digvijay Sinhji, dziedzic księstwa Navanagar w zachodnich Indiach. W 2014 roku odsłonięto tam pomnik maharadży zaprojektowany przez Marka Moderaua.

 

1939 rok dla wielu dzieci zakończył się czas beztroskiego dzieciństwa. Strach o bezpieczeństwo własne i rodziny, troska o zdobycie najbardziej podstawowych aspektów życia stały się udziałem nawet najmłodszych. Nagle okazało się, że bezpieczny dom zniknął a w zamian dzieci wraz z rodzicami zostały skazane na tułaczkę. Zesłania w bydlęcych wagonach do Związku Radzieckiego do Kazachstanu i na daleką niegościnna Syberię wiele z nich w ogóle nie przeżyło. Potem było jeszcze gorzej. Rozstanie z ukochanymi rodzicami zesłanymi do łagrów i kołchozów, straszne warunki w radzieckich domach dziecka, potworne traktowanie. Nie tak powinno wyglądać dzieciństwo. W 1941 roku pozwolono Polakom wrócić do kraju. Dorośli zgłaszali się do armii Andersa a dzieciom pomagali dobrzy ludzie. Jedną pięknych postaci w tych dramatycznych chwilach była polska aktorka Hanka Ordonówna. Wraz ze swoim mężem hrabią Michałem Tyszkiewiczem przyczyniła się do stworzenia w Aszchabadzie tuż przy granicy z Iranem polskiego sierocińca, do którego przywożono polskie wojenne sieroty z całego Związku Radzieckiego.

 

Tutaj na scenie pojawia się, jak dobry duch, bogaty indyjski arystokrata przyjaciel Ignacego Paderewskiego. Ten wykształcony w Europie światły człowiek, jeden z dwóch hinduskich delegatów w gabinecie wojennym Wielkiej Brytanii poruszony tragicznym losem dzieci postanowił udzielić im gościny. W pobliżu swojej letniej rezydencji w Balachadi wybudował pod polską biało-czerwoną flagą Polish Children Camp. Wychudzone, wyniszczone, chore dzieci w jednej chwili trafiły do raju. Maharadża pomógł im wrócić do zdrowia, do normalnego życia w szkole, wśród rówieśników, w pięknym  miejscu oddalonym od piekła wojny. Dzieci zwracały się do niego Babu, czyli "Ojciec" i jestem przekonana, że choć wiele nich pamiętało swoich rodziców, to nie miały z tym problemu. Maharadża, oprócz osobistego wkładu finansowego i własnej pracy, nakłonił także Izbę Książąt Indyjskich, aby przyjęła na siebie dobrowolne zobowiązanie utrzymania pięciuset polskich dzieci do końca II wojny światowej. Dzięki bezinteresownej pomocy dobrego maharadży oraz jemu podobnych dobrych ludzi wojnę w Indiach przeżyło łącznie około 5 tysięcy polskich dzieci. Pod koniec działań wojennych w Polsce w obozie w Indiach było około dwustu wychowanków. Ówczesne władze zażądały ich powrotu do Polski. Jam Saheb Digvijay Sinhji wraz z opiekunami Children Campu adoptowali je, aby uchronić przed powrotem do komunistycznej rzeczywistości.

 

Zapytany przez gen. Sikorskiego, czym Polska mogłaby się odwdzięczyć za przygarnięcie tysiąca bezdomnych polskich dzieci odpowiedział: "W wyzwolonej Polsce nazwijcie moim imieniem którąś z warszawskich ulic".

Komentarze (0)
dodaj komentarz+
© DomowyPatchwork - All Rights Reserved.

mapa strony