Ostatnie komentarze
08Lip2015
godz. - 09:30

„Whiplash”

Share

Zawód nauczyciela to trudne i wymagając zajęcie. Wie to każdy, kto choć raz musiał pomóc w odrabianiu pracy domowej młodszemu pokoleniu. Sporadycznie trafiają się egzemplarze chętne do nauki, któremu zrozumienie nowego materiału nie nastręczało kłopotów. Zwykle ambitny nauczyciel musi na uszach stawać, żeby zmotywować, zachęcić, przekonać. Tylko czym zachęcić do pracy młodych ludzi, którym z założenia nic się nie chce?

 

Najbardziej popularna metoda? Kij i marchewka, oczywiście. Czy potraficie wyobrazić sobie tę metodę, ale bez marchewki za to z kijem wielkości maczugi? Taki nauczyciel stanął na drodze młodemu ambitnemu perkusiście Andrew Neimannowi (Miles Teller) w filmie „Whisplash" w reżyserii Damiena Chazelle. Andrew wydaje się początkowo, że złapał pana Boga za nogi. Został wybrany przez ekscentrycznego nauczyciela, guru muzyków jazzowych do elitarnego grona członków zespołu muzycznej uczelni.

 

Bardzo szybko okazuje się, że droga, którą rozpoczął to pot, krew i łzy i to dosłownie. Huśtawka nastrojów i emocji, mordercza praca, poniżanie, szyderstwa... Czy tak powinna wyglądać nauka czegokolwiek? Są tacy ludzie, którzy nigdy uczyć nie powinni. W mojej ocenie jest nim przekonany o własnej wielkości i nieomylności Terence Fletcher (J.K Simmons – Oscar dla najlepszego aktora drugoplanowego). Nawet jeśli metody przez takich ludzi stosowane pozwolą wyłuskać geniusza, który nie da się złamać, to na drodze do tego celu pozostaną trupy tych, którzy nie dali rady.

 

Jak wiele może znieść zdeterminowany młody człowiek i jak daleko może posunąć się nauczyciel psychopata, który za wszelką cenę chce zrealizować własne cele. Czy perfekcja jest warta takiego bólu i poniżenia. Co musi się wydarzyć, żeby któraś ze stron otrząsnęła się i wyszła z zaklętego kręgu.

 

Trudna relacja między ambitnym uczniem i podłym nauczycielem rzucona jest na muzyczne tło klimatycznego jazzu. Jednak w tym filmie muzyka obdarta została ze świeżości i radości. Jest za to wirtuozeria, wypracowana morderczą pracą a każda nuta powtórzona została milion razy. Nie ma improwizacji, zabawy dźwiękiem a perfekcja, chociaż brzmi doskonale nie przynosi satysfakcji.

 

Ten film został we mnie i w mojej opinii słusznie został wielokrotnie nagradzany. Trzyma w napięciu jak dobrze zrobiony thriller, choć przecież jest filmem muzycznym. Ciągle słyszę powtarzane setki razy takty tego samego utworu i widzę determinację w oczach młodego muzyka. Zastanawiam się tylko czy teraz każdy jazzowy utwór będzie kojarzył mi się z setkami prób i krwią kapiącą na instrumenty?

Komentarze (0)
dodaj komentarz+
© DomowyPatchwork - All Rights Reserved.

mapa strony