Oprócz walizki z książkami (zastąpionej częściowo przez wypchaną bibliotekę w tablecie) zabieramy ze sobą na wakacyjne wyjazdy całą masę planszowych gier. Każdą z nich wyjmuję z pudełka, pakuje do torebki ze strunką i wkładam do jednej skrzyneczki. Dzięki temu bagaż nie wygląda jak przygotowanie do przeprowadzki a podczas wakacji nie można powiedzieć, że „nie ma w co się bawić".

Gry planszowe to idealny pomysł na wspólne spędzenie czasu, uczą rywalizacji i zasady fair play. Najmłodsi gracze uczą się radzić z przegraną. Część z naszych ulubionych gier wymaga stołu więc są doskonałe kiedy „w czasie deszczu dzieci się nudzą", inne nie mają klasycznej planszy więc można grać praktycznie wszędzie: na kocu na plaży, na pikniku, w namiocie.

1. Grzybobranie i Chińczyk
Na pierwszy ogień absolutna klasyka. Grzybobranie znają chyba wszyscy, jeszcze z własnego dzieciństwa. Wędrujemy po planszy zbierając do koszyczka małe „jadalne" grzyby. Zabawa ma tę zaletę, że zwycięzców może być dwóch: ten, który zbierze najwięcej grzybów i ten, który pierwszy dotrze do mety. Chińczyka nie muszę nikomu rekomendować. Wydawałoby się, że gra nudna, bo poza rzucaniem kostką i przesuwaniem pionków nic się nie dzieje. A jednak emocji jest zawsze mnóstwo. Dla młodszych dzieci proponuję rozgrywkę ograniczyć do dwóch pionków na każdego gracza. Zasada ta sama a gra nie zdąży znużyć mniej cierpliwych graczy.

2. Granie w malowanie, Kolorowy zawrót głowy
Te gry to dla mnie jest ewenement. Kupiłam je wiele lat temu za jakieś absolutnie symboliczne pieniądze, nie mają planszy, można je zabrać prawie do kieszeni, więc i grać można praktycznie wszędzie. Wystarczy kawałek płaskiej powierzchni. Nawet kostką nie trzeba rzucać. Kolorowy zawrót głowy to planszowa odmiana karcianych gier, w których należy dołożyć element pasujący kolorem lub figurą do leżących na stole. W grze Granie w malowanie „kupujemy" obrazki za kolory. Młodszym graczom ułatwia to nauczenie palety kolorów, starsi mogą utrudnić zabawę i poćwiczyć pamięć zakrywając kupowane obrazki.

3. Zoo
Znowu planszówka bez klasycznej planszy. To jedna z ulubionych gier mojego syna. Z elementów budujemy za każdym razem inne zoo i wędrujemy po nim odwiedzając wylosowane przez siebie zwierzęta.

4. Pędzące żółwie
Ciekawa gra sprzed paru lat. Oryginalne pionki w postaci kolorowych żółwi, które często do mety wędrują na plecach towarzyszy. Mamy również element tajemnicy (nie wiadomo czyje są poszczególne żółwie) co jest dodatkowym atutem.

5. Taboo
To zdecydowanie gra dla całej rodziny. Można ją kupić w wersji Junior lub pełnej wersji. Opisujemy podane hasło omijając słowa zakazane. U nas największym zwycięzcą jest ten, który może nacisnąć „wrzeszczącą pompkę" sygnalizującą użycie słowa taboo.

6. Robale
Sympatyczna gra z lekkim hazardowym posmaczkiem. Osiem kostek, 16 płytek z robalami, które trzeba z zdjąć z rusztu i pytanie: Rzucać dalej czy brać to co na stole? Ćwiczymy dodawanie w zakresie 36 i podejmowanie decyzji.

7. 5 sekund
Tę grę można również kupić w dwóch wersjach wiekowych. W czasie 5 sekund trzeba odpowiedzieć na pytanie zaczynające się od: „Wymień trzy ...". Na każde z tych pytań jesteście w stanie odpowiedzieć. Okazuje się jednak, że pod presją czasu nie jest to takie proste. „Wymień trzy miejsca na literę L". Czas start! „Las, lodowiec i yyy yyyyy ..." ;-) Koniec czasu! 5 sekund to trochę za mało na myślenie...

8. Jenga
Dorośli też lubią budować z klocków. Spróbujcie z piramidy drewnianych kafelków wyjąć jedną nie przewracając całej budowli. Pierwszy, drugi, trzeci... Po chwili wieża wygląda jak ser szwajcarski i kolejne próby niebezpiecznie chwieją konstrukcją.

To nasz „Ten top" gier. Mam nadzieję, że w te wakacje nasza lista znacznie się wydłuży.

Polecam i życzę emocjonującej zabawy!